Najazd na Smoleń

Tak! 8 kwietnia 2014 zwołaliśmy wiosenny sejmik i ruszyliśmy na Smoleń.

Dzień był ciężki, jak nasze nogi. W powietrzu wisiała burza zapowiadana przez przystojniaka z telewizji, a w nas bojowy nastrój.

Szpaler różnej maści samochodów osobowych sunął szosą przez znajome okolice: Mokrus, Giebło, Pilica takie jakieś czyste, przestrzenne, zieleniejące. Rynek w Pilicy rozkopany. Kocie łby ułożone w sterty, w ich miejsce pewnie będzie kostka brukowa. Jeszcze raz z żalem westchnęłam z powodu braku Rynku – miejsca z duszą – w Zawierciu. No cóż, Rynek mojego miasta wchłonęła cywilizacja. Został w mojej pamięci i korci mnie, żeby o nim opowiedzieć. Nie, nie ! Dzisiaj nie.

Smoleniecki rezerwat przyrody przywitał nas ciszą i słodkim zapachem pączkujących drzew. Ruszyliśmy ścieżką w górę wprost do ruin zamkowych. W górze błękit nieba i kołyszące się korony smukłych drzew, w dole dywan fiołków w kolorze lila.

Ruiny zamku „odnowione”, trzymają się wcale zdrowo i zapraszają na spotkanie z minionym czasem. Próbowałam spotkać się i ja, ale niestety, rozminęłam się z własnymi możliwościami i wróciłam na niziny.

Zamku nie zdobyłam, ale okazało się, że jest tu muzeum, które należało zobaczyć. I to właśnie muzeum mnie zaskoczyło.

Wspinaliśmy się po drewniany schodach prowadzeni przez sympatyczną panią do sali muzealnej i kiedy podniosłam głowę zamarłam. Stanęłam oko w oko z facetem ze stertą zmierzwionych włosów na głowie, w niekompletnym futerkowym odzieniu i z maczugą w łapskach, który łypał na mnie bystrym okiem. Przytomnie skojarzyłam jego pochodzenie i nieco się uspokoiłam.

Rozejrzałam się w koło i zdumiałam! Czego tu nie ma! W gablotkach cały zestaw różnego rodzaju owadów, oczywiście z terenów Jury. Prześliczne motyle zachwycały różnorodnością, a ptaków niezliczona ilość. Od wróbelków i kowalików poprzez dzięcioła z czerwoną łatką na główce. Sowy, cyranki, przepiórki, łabędzie, czaple, bociany i zwierzątka leśne od kuny poprzez lisa, wilka, skończywszy na ogromnych rozmiarów kłów – króla puszczy – mamuta.

Spotkanie z historią tą naprawdę odległą przerwała nam chmura, z której spadł ulewny deszcz, bardzo ożywczy dla nas i przyrody. Przeczekaliśmy go w uroczej sali gościnnej muzeum, gdzie przy gorącej herbatce i wyjątkowej smakowitości chlebka wypiekanego w kromołowskiej piekarni, dzieliliśmy się przedświątecznym jajkiem.

Nadchodził wieczór, niebo lekko zachmurzone, w powietrzu zapach wilgoci. Czas wracać do domu.

Pożegnałam się z kudłatym facetem, z którym tak naprawdę nie chciałabym się spotkać w ciemnym lesie nawet we śnie, choć wiem, że i on nie byłby zachwycony z tego spotkania. Ot, zwykłe ludzkie niepokoje przed tym co nieznane.

Najazd na Smoleń udał się i mam nadzieję, że to dopiero początek naszych tegorocznych wypraw. Dopóki nam sił wystarcza, dopóki nam się jeszcze chce.

Z pozdrowieniami
W. Drożdżowska
Kwiecień 2014

Zdjęcia wykonał - Stefan Walęga

 

Aby umieścić komentarz należy się najpierw zarejestrować.

joomla template